Main Menu

Rozliczenie PIT z PITax.plDarmowy Program PIT dostarcza firma PITax.pl Łatwe podatki

Breadcrumbs

Poniedziałek, 26-07-2010 r.


Zaczęło się ... prawie

Początki są trudne więc trzeba je skracać. Dopiero w poniedziałek serwisuję rowery, a wieczorem i to późnym zaczynamy pakowanie, co dwie głowy to nie jedna, jak czegoś nie weźmiemy to będzie winny, przecież jadę z żoną. Emocje fajne i chęć przygody duża, od jutra się zacznie.

Wtorek, 27-07-2010 r.


A tak zaczyna się naprawdę

Czas ruszać, wczesny poranek, chłodno tylko emocje rozgrzane do czerwoności. Czeka nas w sumie ok. 450 km, droga pokaże dokładnie ile, we dwoje i ok. 340 km wracam sam. Dzisiaj do przejechania 1/3 trasy więc w drogę. Trasa tradycyjna, na początku trudno coś zmienić i to pierwszy błąd myślenia. Zawsze omijam Różan, teraz wjeżdżam do miasta bo to od 1378 r. miasto, to trochę dłużej jak moja Łomża (15-06-1418 r.), do obejrzenia ładny, zadbany rynek z pomnikami bohaterstwa mieszkańców i zabytkowy kościół, niewiele na pierwszy raz, ale dobrze coś zobaczyć. Pijemy w Różanie herbatkę bo pada i zimno, wzmocnieni dojeżdżamy do Pułtuska, spacerujemy po parku zamkowym, gdzie mieści się Dom Polonii, miejsce ładnie komponuje się z Narwią, w parku jest zakaz jazdy rowerem, dostajemy pozwolenie na wjazd więc korzystamy z niego, jest wygodniej. Pułtusk to ładne miasto z najdłuższym brukowanym rynkiem w Polsce i za każdym razem znajduję tu coś nowego. Do Zakroczymia jeszcze kawałek, wybieram trasę przez Serock, to kolejny błąd myślenia, droga jest dla roweru niebezpieczna i mało ciekawa, nie licząc sadów, gdzie można zjeść śliwek, ale ile można bezpiecznie zjeść śliwek? Kilka, nie warto ryzykować sensacji z żołądkiem. Więcej tędy nie pojadę, lepsza i ładniejsza jest moja stara trasa przez Nasielsk. Po południu około 17,oo dojeżdżamy do Zakroczymia, Kuba już czeka z kluczami, witamy się serdecznie, jak starzy znajomi, przecież widzimy się już drugi raz. Czas odpocząć. Od razu jest test na dzielność, tylko zimna woda do mycia, ja nie przechodzę testu brrr zimno i miałem dosyć zimnego prysznica z nieba, żonie idzie lepiej, jest po prostu ciepła. Gadamy do późna w nocy i... usypiamy. Przejechaliśmy 158 km, średnia prędkość 19,1 km/h, trochę wolno. Cały dzień siąpił dokuczliwy deszcz.


Ponuro i pada, brukowany rynek przed Domem Polonii w Pułtusku

Środa, 28-07-2010 r.


Muszę pokazać kawałek Kampinosu

Początek kolejnego dnia, ciągle mokry. Wylegujemy się do samej szóstej, toaleta, różnie to czytajcie, jak kto chce, wszyscy mają rację i ciągle tylko zimna woda. Plan dnia bardzo ciekawy, sporo do przejechania, jeszcze więcej do zobaczenia. Podróż zaczyna się od cmentarza, tradycyjna chwila zadumy i świeczka na grobie ojca Benignusa . Mostem przez Wisłę i do Puszczy Kampinoskiej, kiedy tylko mogę to tam jadę, zapach, cisza, specyfika bagnistego lasu, lubię ten klimat, przez Kampinos jedziemy do Niepokalanowa, nasza jazda ma charakter pielgrzymki, w Bazylice trafiamy na krótki koncert muzyki organowej, przyjemny przerywnik i okazja odpoczynku. Pogoda chwilowo poprawia się, chociaż ciągle trzyma nas w niepewności. Następny etap kończymy w Żelazowej Woli, to tez dobre miejsce do odpoczynku i refleksji, to park i muzeum Fryderyka Chopina, a przecież trwa Rok Chopinowski, to nasz wkład w jego obchody. Ładnie i nowocześnie przebudowana infrastruktura, budowa ukończona w maju br. podnosi walory estetyczne otoczenia, jednak to sam park jest piękny roślinnością, formami ukształtowania, szumem spiętrzonej Utraty i przede wszystkim muzyką Chopina. Siedzimy na ławeczkach, spacerujemy i wcale nie chce się dalej.


Tylko zaduma w Żelazowej Woli, czy już zmęczenie

Pierwszy z mostów w Wyszogrodzie i trzeci raz przez Wisłę. Trzeba zejść na ziemię, Chcę zobaczyć dwa największe mosty w Polsce, najdłuższy w Wyszogrodzie, już nie spina dwóch rzek Bzury i Wisły jak stary drewniany, tylko Wisłę, ale robi wrażenie długością to 1200 m, Wisła jest szeroka, ma liczne wyspy, jestem zaskoczony ogromem wody i rozmiarami mostu, trudno sobie wyobrazić, że kiedyś był drewniany.


Most w Wyszogrodzie

Od strony Wyszogrodu, na wysokiej skarpie pomnik upamiętniający bitwę nad Bzurą w 1939 r , po drodze tez spotykaliśmy liczne pomniki upamiętniające bohaterstwo Polaków w czasie II wojny światowej, są one proste i lakoniczne w formie i dobrze bo chodzi w zasadzie o treść. Wracamy na lewy brzeg Wisły, to już trzeci raz przekraczamy Wisłę jednego dnia i nie ostatni. Jedziemy do Płocka, po drodze mijamy kilkaset metrów wałów z worków z piaskiem, tak zabezpieczono dużą wyrwę w wale przeciwpowodziowym, przygnębiające wrażenie robi rozmiar szkód jakie wywołała tegoroczna powódź. Płock, tu jest największy most w Polsce, jak poprzedni 1200 m długi, ale 27,5 m szeroki, przęsło żeglowne nad wodą ma 375 m szerokości i wisi na dwóch pylonach i 56 linach, ciekawie jest pokołysać się na tym moście gdy przejeżdżają ciężkie TIRy. Czwarty raz pokonaliśmy Wisłę jednego dnia i po co to robić? Ten most zostanie w pamięci na długo bo mamy awarię roweru żony, miało być spokojnie, nocleg.. a zrobiło się późno, rower na szczęście udało się naprawić, ale tylko do jutra, bo trzeba kupić części. Błąkamy się po ciemnym Płocku, w końcu nocą trafiamy na nocleg. Ciepła kąpiel, łóżko z pościelą i stres znika, zawsze mówię jak mało trzeba żeby poczuć luksus. Jutro zapowiada się ciekawie, odpoczywamy. Przejechaliśmy 132 km, średnia prędkość 17,1 km/h, coraz wolniej, padało i było dużo zimniej jak wczoraj.


Ciągle widać ślady powodzi

Czwartek, 29-07-2010 r.


Most w Płocku, końca nie widać


To przęsło ma 375 m rozpiętości


Jechać nie jechać...

Deszcz nie zachęca do wyjścia z łóżka więc wylegujemy się do 7,oo, coraz dłużej, w końcu nie ma litości, wstajemy i normalny poranek z przygotowaniami do jazdy. Wczorajsze kłopoty z rowerem żony wciąż tkwią w głowie, więc kupimy potrzebne rzeczy. Czekamy na otwarcie sklepu robiąc inne zakupy spożywcze, otwierają sklep rowerowy i... nie ma potrzebnych części, postanawiamy, że spróbujemy po drodze. Jeszcze raz jedziemy przez most Solidarności, naprawdę i on i Wisła robi wrażenie. Nadrabiamy zaległe z wczoraj foto, robi się dzień więc naciskamy na pedały żeby trochę pojechać, a po kilku kilometrach pech mówi ciągle jestem i psuje się rower, tym razem mój, chyba dla urozmaicenia. Kilkakrotne próby naprawy zabierają tylko czas, jakiś życzliwy pan jedzie ze mną do sklepu zaopatrzonego słabiutko, a to podobno najlepszy sklep w mieście, kupuję chińskie gumy sobie i żonie, nie ma co mieć kosmatych myśli to dętki i opony tylko. W kilka minut po powrocie rowery są na nowych gumach i ruszamy, niestety upłynęło dużo czasu, jest 14,oo więc korekta planów, nie będzie Ciechocinka, jedziemy popatrzeć na Wisłę i pojeździć po Gostynińskim Parku Krajobrazowym. Nad Wisłą jemy obiad, wrażenia jak z ekskluzywnej restauracji, a to tylko chińskie zupki i wędlina z chlebem, za to nogi w wodzie i towarzystwo wodnego ptactwa, a ile tego trudno powiedzieć, mewy, łabędzie i kormorany, te ostatnie spotykam najrzadziej. Trasa jest śliczna cały czas po lesie i nad wodą jadąc wdychamy ten spokój. Pod wieczór jedziemy do Gostynina na nocleg, zwiedzamy miasto, spotykamy się z Ryśkiem, jutro pewnie pojedziemy razem, życie ma swoje scenariusze żeby poczuć wspólnotę. Przejechaliśmy malutko 58 km, ot tak tylko żeby zająć czas, średniej nie liczę, było za ładnie żeby się spieszyć i w końcu nie padało.


Gostynin, zamek. tu będziemy spali ale nie tu ... nie w zamku

Piątek, 30-07-2010 r.


Ciągle razem, nawet chwilowo we trójkę


Aż się chce z kimś innym pogadać

W Gostyninie rano nie pada, dosłownie leje więc zwlekamy jeszcze dłużej i leżymy do 8,oo ha ha, co dzień godzinę dłużej, jak to się skończy. Do przejechania niewiele i to podobno znaną trasą, z dużym naciskiem na podobno. W końcu mimo deszczu ruszamy, trochę kpią z nas miejscowi, nie wiem czemu przecież na nich też pada. "Podobno" sprawdza się bardzo szybko, kolega się gubi i z mapy znajduję nową trasę, trochę pomagają ludzie, oni tam żyją więc wiedzą gdzie co i jak, często korzystam z ich wiedzy, choćby po to żeby pogadać w drodze i wiem, że to się opłaci. Jedziemy do Przedeczy, zwiedzamy kościół, ma 100 lat, a jest wybudowany w gotyku, potem zameczek nad wodą, też ma swoją historię, był tam kościół protestancki, a teraz jest dom kultury, rozmawiamy a panią, która tam pracuje i ona opowiada różne ciekawostki. Mija czas, jedziemy dalej do Brdowa jest tam Sanktuarium MB Zwycięskiej i klasztor Paulinów, wszystko pięknie położone, klasztor i ogród spacerowy za nim nad jeziorem Brdowskim. Dużo dziś chodzimy bo są takie klimaty i przestało padać, oczywiście foto, przymawiam się o obiad bo ładnie pachnie na dziedzińcu, ale bez efektu, albo raczej z negatywnym. Przez Babiak ruszamy dalej i zaraz w Mostkach kolega znowu zmienia trasę, już go nie poprawiam, dalej jedziemy sami drogą na skróty przez Mąkolno i Lubstów, ładna spokojna droga przez wiśniowe sady, las i nad jeziorami. Wczesnym popołudniem dojeżdżamy do Lichenia. Najpierw jedziemy do Bazyliki pomodlić się za wspólną drogę i czas jaki mieliśmy dla siebie. Wspominam wszystkich, którzy mnie o to prosili. Dalej już spokojnie w stałym miejscu rozbijamy namiot, kąpiemy się i idziemy po prostu pochodzić do wieczora. Wieczorem Apel Jasnogórski, nabożeństwo, procesja tak się zaczęły Dni Trzeźwości już 18 z kolei, ja jestem trzeci raz. Przejechaliśmy 109 km ze średnią prędkością 19,8 km/h, a po co się spieszyć i przestało padać.


W końcu koniec i jak zawsze szkoda, że już

Sobota, 31-07-2010 r.


Wśród ludzi na pieszo, też fajnie

Noc w namiocie nam nie sprzyja, za rzadko się zdarza i odwykłem. Dzień budzi się słońcem i chce się żyć. Śniadanko, kawa o poranku na świeżym powietrzu, w końcu lato i urlop. Do późnego popołudnia korzystamy z pogody, spacery, wypoczynek, pełen luz. Przyjazd autobusu z Łomży przerywa sielankę ale wprowadza urozmaicenie. Spotykamy się ze znajomymi i resztę czasu staramy się spędzić wspólnie. W międzyczasie pakujemy rower żony, ona jutro wraca autobusem do domu, praca czeka, a my czekamy na mszę o godz. 19,oo. I znowu w międzyczasie koncerty, amatorskie śpiewanie piosenek o tematyce trzeźwościowej, między innymi śpiewał Piotr Nagiel, to już chyba zawodowiec. Był też wykład o duchowości małżeńskiej wygłoszony przez panią Ewę Woydyłło. Mityngi, znowu włóczenie się po nocy, od jutra zostaję sam, póki co jest miło, a ja lubię jazdę rowerem i nim wracam do domu. W końcu idziemy spać i znów niewygodnie bo w namiocie. Nie przejechaliśmy nic to i średniej prędkości nie ma i nie padało.


A ja robię foto ...

Niedziela, 01-08-2010 r.


Już spakowani, ja też, jeszcze do Bazyliki i w drogę, już sam


Jeszcze przysiedliśmy przed drogą

Wczorajsze ustalenia powodują bardzo wczesną pobudkę, o 5,oo już jesteśmy na nogach, trzeba zwinąć dwudniowy biwak, wysuszyć namiot i pozbyć się niepotrzebnych rzeczy, niech jadą autobusem do Łomży i tak mam sporo na bagażniku ale nigdy nie wiadomo co się po drodze przyda, to jeszcze 340 km . Po śniadaniu i kawie idziemy do autobusu, tam też życie już wrze ostro i wszyscy są gotowi do wyjazdu. Pożegnania foto i już rowerem jadę do Bazyliki, trwa msza kończąca 18 Dni Trzeźwości, po jej zakończeniu ruszam na trasę. Chcę przejechać w miarę spokojnie ale ile się da, pogoda sprzyja więc kręcę. Pierwszy raz staję w Brdowie, chcę znaleźć grób dziadka Chopina, błądzę po cmentarzu, pytam miejscowych ludzi, nikt nie wie gdzie jest grób Jakuba Krzyżanowskiego, trudno może innym razem znajdę, jadę dalej. Postanawiam, że następny postój będzie za Płockiem żeby minąć pecha i prawie się udaje ale w Płocku błądzę i ląduję nad Wisłą, tez fajnie. Co tam skoro tak jest jadę na starówkę, oglądam panoramę ze Wzgórza Tumskiego i nawiedzam Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, część koronki, chwila zadumy i z małymi kłopotami wyjeżdżam z miasta, robię przerwę na obiad po 130 km jazdy, należy mi się. Jest wcześnie pogoda ciągle łaskawa, po kawie jadę dalej, mijając Ciechanów zaczynam szukać noclegu, małe kłopoty są nie powiem, już myślę o namiocie w lesie, ale w końcu znajduję życzliwych ludzi i zamiast w namiocie śpię w łóżku i w pościeli, najedzony i prawie umyty. Rozmawiamy o różnych rzeczach, dogadujemy wspólnych znajomych w Łomży, świat jest mały. Jestem mocno zmęczony więc chętnie kładę się do łóżka, śpię w jednym pokoju z przyjaźnie do mnie nastawionym psem, dobre towarzystwo. Przejechałem 211 km, wcale dobrze ze średnia prędkością 21,6 km/h. Słonko i wiatr było ze mną, dobrze być pogodnie nastawionym do życia.

Poniedziałek, 02-08-2010 r.


A na maszcie Ślepowron, herb Krasińskich


Kościół w Opinogórze i miejsce pochówku rodu Krasińskich


Tu jest pochowany ...


A tu pięknie siedzi na pomniku

Wstaję raniutko jak do dojenia krów, bo moi gospodarze hodują krowy mleczne, to dobrze mam czas na przygotowanie się do drogi, jem śniadanie, herbatka, kawa jak w domu choć nie swoim. Jeszcze rozmowy ze starsza panią o różnych świętych miejscach, dobrze, że znam temat mamy o czym rozmawiać. Nie spieszę się za bardzo bo do przejechania średnio i chcę zobaczyć Opinogórę, posiadłość Krasińskich gdzie mieści się muzeum romantyzmu. Zbaczam z trasy ok. 6 km, mając świadomość poniedziałku, a to znaczy muzea i inne takie są nieczynne, ale park, cmentarz coś tam zawsze można zobaczyć. Z daleka na wzgórzu widać wieżę zamku z herbem Ślepowrona na maszcie. Park robi wrażenie ukształtowaniem terenu, ma klimat, nie jestem obiektywny bo lubię parki, ten za bardzo zadbany nie jest, dopiero szczyt wzgórza jest uporządkowany, nadrabia estetykę reszty. Budowle są współczesne głównie chociaż plany ich budowy pochodzą z początku ubiegłego wieku (1909 r.). Robię trochę zdjęć i zjeżdżam na dół do kościoła i na cmentarz. Kościół w stylu neoklasycystycznym, ładny ale zamknięty, na cmentarzu widać historię, już wychodziłem myśląc, że mam niedosyt, a życie umie robić niespodzianki i to ciekawe. Spotykam kobietę, która trzyma w ręku ogromne klucze i pyta czy chcę zwiedzić Opinogórę, a po co jechałem, zgadzam się bez wahania i mam prywatne, kameralne zwiedzanie, to jest dopiero ciekawe jak można posłuchać historii, zapytać wprost o różne rzeczy, wymienić poglądy, a ile wtedy więcej można zobaczyć, a czas pędzi jak szalony, nawet się nie obejrzałem a minęło 1,5 godziny a my gadamy, w końcu dziękuję pani, chyba też jest zadowolona, że miała takiego słuchacza. Ruszam do domu, oczywiście próbuję szukać krótszej drogi i robię to, a błądzę jakby mnie coś otumaniło, ale ciągle jadę, jeszcze na takich uboczach nie byłem, cicho, ruchu wcale, nawet zapytać o drogę nie ma kogo, może miałem krócej, ale ukręciłem się bez miary, w końcu trafiłem na drogę do Ostrołęki i wtedy tylko tłoczyłem kilometry. Chciało mi się zsiąść z roweru ale już w domu. Przejechałem 132 km ze średnią prędkością 20,3 km/h pogoda wyssała ze mnie sporo sił ale dojechałem do domu w dwa dni.

Epilog jak zawsze

Szczęśliwie zakończyła się kolejna wyprawa, bo tak mówię na swoje jazdy, wymagają one różnego rodzaju przygotowań i dzielności w drodze, bo wszystko może się zdarzyć i naprawdę wiele się dzieje fizycznie i emocjonalnie jak przy wysiłku, ale radość dokonania niełatwo opisać, doświadczeń, spotkanych ludzi, życzliwości zupełnie bezinteresownej można doznać tylko w drodze w bezpośrednim kontakcie, podoba mi się motto "szlak wytycza się idąc" więc staram się iść po inspirację, że można dalej w inne miejsca, i nie tylko rower mam na myśli, ale też życie ogólnie. Już są nowe plany i to być może znowu wspólne. Pozdrawiam bardzo serdecznie.

 

Grupy Rodzinne Al-Anon (Ang. Al-Anon Family Group) (Al-Anon - od pierwszych sylab Alcoholics Anonymous) - pracujące w oparciu o 12 Stopni. To grupy samopomocowe skupiające krewnych i przyjaciół alkoholików. Na spotkaniach Al-Anon (mityngach) członkowie rozwiązują swoje problemy dzieląc się doświadczeniem, siłą i nadzieją. Jedynym celem działania wspólnoty Al-Anon jest niesienie pomocy rodzinom alkoholików. Wspólnota nie jest związana z żadną sektą, wyznaniem, ugrupowaniem politycznym, organizacją czy instytucją. Nie bierze udziału w żadnych sporach. W Al-Anon nie ma żadnych składek członkowskich. Przynależność i uczestnictwo jest w pełni dobrowolne.

PRZYDATNE LINKI

Nasi Partnerzy i Sponsorzy

lomza nadleśnictwo łomża parafia osm piątnica phu kurpiewski gmina lomza speed_asggok mpwik word centermebelpianpol